Po śmierci Stalina w PZPR starły się dwie frakcje, Puławianie i Natolińczycy. Nie formułowano w tych czasach wprost programów, ale w największym uproszczeniu, pierwsi uważali, że korekta systemu jest konieczna, drudzy, że trzeba zmienić personalnie skompromitowanych towarzyszy, a system jest, co do zasady w porządku. Wniosek, że w ogóle coś trzeba by zmienić był wspólny, gdy okazało się, iż nawet rezydujący w najważniejszych gabinetach siedziby PZPR nie mogą być pewni czy wieczorem wrócą do domu, czy nocleg zorganizują im służby. W tym czasie Gomułka bez żadnego wyroku znajdował się któryś rok właśnie w rękach służb, pewnie dlatego, gdy się wydostał, razem z towarzyszami już niezależnie, Natoloińczykami czy Puławianami, doszli do wniosku, że z tym akurat trzeba skończyć. Partia kieruje służbami, a nie służby partią. Później różnie to bywało, ale w tym momencie, wszyscy chcieli zwiększyć prawdopodobieństwo spędzenia najbliższej nocy we własnym łóżku.
Obecna sytuacja jest dość podobna. Rządy PiS doprowadziły do tego, iż praktycznie wszystko znalazło się w rękach służb, które nawet bez większej krępacji, na konto tych polityków, dokonywały „zabezpieczania” publicznych pieniędzy na gigantyczne kwoty. Sądy i prokuratura, prowadziły bądź nie prowadziły postępowań, jawnie realizując zewnętrzne polecenia, a przynajmniej domyślając się oczekiwań. W zasadzie jedyna różnica z czasami PRL to taka, że nie wymierzano i nie wykonywano wprost kary śmierci, chyba że tak należy zakwalifikować działalność „seryjnego samobójcy”.
Zwykli wyborcy nie wiedzieli, jak to wszystko w szczegółach działa, ale frekwencja w 2023 roku pokazała, że było (jest?) ogólne poczucie, że coś trzeba z tym zrobić. Trochę kulisów zostało odsłonięte, ale oczywiście to wąski margines. Realnych, systemowych rozliczeń patologii nie ma.
Ten może przydługi wstęp był potrzebny, by osadzić kontekst i szukać historycznej analogii dla zrozumienia tego, jaka jest waga pisma, które przewodniczący komisji rewizyjnej sejmiku województwa podkarpackiego Krzysztof Kłak skierował właśnie do prokuratora krajowego Dariusza Korneluka. Waga oczywiście na miarę naszej lokalnej, podkarpackiej perspektywy. Jak chodzi o tę ogólnopolską, trzeba by pewnie pytać posłów, czy zamierzają podejmować analogiczne działania. Jeśli coś takiego się stanie, bardzo chętnie o tym napiszemy, jednak chwilowo nic na to nie wskazuje. Najważniejszy polityk Podkarpacia, czyli Daniel Obajtek, jest może najbardziej pomnikowym przykładem opisanych na wstępie zjawisk. Oczywiście, od zawsze wiadomo było, iż Orlen, czy w ogóle energetyka, to w Polsce domena służb. Jednak to, co się działo w Orlenie za rządów Obajtka, to jakość oddzielna. Tu można zauważyć, może dobrze, że w czasach PRL towarzysze z PZPR bardziej czy mniej jawnie Kościół zwalczali, a nie próbowali przedstawiać się, jako najwierniejsi synowie. Obajtek wytwarza przekonanie, że jego działalność, to wypełnianie nauczania Kościoła. W rzeczywistości jest to bardziej skomplikowane, jeśli wniknąć głębiej w materię i zastanowić się na czym tak naprawdę polegają mechanizmy podporządkowywania sobie hierarchów i duchownych przez PiS i służby. Z pragmatyki analiz wyłania się wniosek, że nie koniecznie polega to na tym, iż są wzorcowymi katolikami…
Wracając do obecnego wystąpienia Krzysztofa Kłaka zaznaczyć trzeba, że być może najbardziej znanym przypadkiem patologii na Podkarpaciu była sprawa prześladowań prof. Krzysztofa Gutkowskiego i wszystko to, co się z tym wiązało, czyli przede wszystkim brak jego zgody na patologiczne praktyki w związku z wprowadzaniem do rzeszowskiego szpitala przy ulicy Szopena robota operacyjnego da Vinci. Na gruncie sejmiku w tej sprawie walczyli ówczesny przewodniczący komisji rewizyjnej Andrzej Szlęzak i oczywiście radny wojewódzki Jacek Kotula. Zarząd Władysława Ortyla praktycznie jawnie sabotował ich działania, nawet gdy realizowali przewidziane prawem procedury, aż po sprawę słynnego raportu, tzw. Raportu Szlęzaka. Andrzej Szlęzak z Jackiem Kotulą kierowali wnioski do prokuratury, wiedząc oczywiście, iż w ówczesnych realiach, prokuratura będąca całkowicie w rękach układu nic nie zrobi, nawet wobec najbardziej oczywistych dowodów. Chodziło im o to aby w czasach gdy coś się zmieni mogli się na swoje pisma powołać.
Przypomnijmy, iż Władysław Ortyl nigdy nie zdecydował się powiedzieć wprost, dlaczego właściwie został usunięty prof. Krzysztof Gutkowski. Przebieg zdarzeń był taki, gdy wiadome czynniki potrzebowały usunąć prof. Krzysztofa Gutkowskiego, jak na zawołanie pojawił się anonim, który pomawiał prof. Krzysztofa Gutkowskiego oczywiście o łapówki. Władysław Ortyl skwapliwie skierował go do prokuratury. Dalsze losy tego postępowania opisuje pismo Krzysztofa Kłaka. W każdym razie istota rzeczy jest w tym, iż gdy prowadzono je za czasów PiS, nawet specjalnie nie starano się maskować działań, wychodząc z założenia, że przecież w Polsce nie ma żadnej instytucji do której można by się skutecznie poskarżyć na tendencyjność tego, co było robione.
Właśnie dlatego ta głośna sprawa jest dobrym miernikiem tego, co dzieje się na Podkarpaciu. Czy po wyborach 2023 roku standardy zostaną przywrócone? Obecne pismo Krzysztofa Kłaka to reakcja na odpowiedź prokuratury udzieloną na jego interwencję właśnie odnośnie wciąż niewyjaśnionej sprawy prof. Krzysztofa Gutkowskiego, a w szczególności na podejmowane przeciw profesorowi działania, pod pretekstem fałszywych zarzutów o przyjmowanie korzyści majątkowych. Na pismo Krzysztofa Kłaka prokuratura odpowiedziała po… prawie pół roku… Odpowiedź jest uprzejmie wymijająca. Brak informacji, iż podjęto realne kroki, nie mówiąc już o wykryciu i o ukaraniu winnych – po pierwsze manipulacji, polegających na próbie postawienia fałszywych zarzutów, po drugie, ewidentnie tendencyjnego prowadzenia postępowań prokuratorskich. Właśnie o tej sprawie przewodniczący Krzysztof Kłak pisze do prokuratora krajowego.
Wracając do analogii historycznych. Gomułka powrócił i objął stanowisko pierwszego sekretarza. Życie pogodziło Puławian i Natolińczyków. Rozliczenia personalne nie były aż tak głębokie. System się trochę się zmienił, po czym obrał znowu kurs na rozwój patologii służb i klasy politycznej. Po jakimś czasie znów było nie do wytrzymania – był rok 1970, potem 1989. Od tego ostatniego minęło ponad trzy dekady. Wtedy też trochę patologii zlikwidowano, ale nowotwór patologii cierpliwie odrastał i właśnie znów stał się nie do wytrzymania. Stąd wyniki wyborów roku 2023. No i wobec tego samego pytania znów stoimy. Jak wiele uda się usunąć tym razem? Na krótszy okres, jak między połową lat 50-tych, a rokiem 1970? Podobny okres, między rokiem 1970, a 1989 (na dodatek przerwany stanem wojennym – już nie wnikajmy w jego znaczenie)? A może jeszcze mniej, bo obecnie, w sumie niewiele się wydarzyło. Lokalnie mamy możliwość oceny, badania istoty procesu właśnie na przykładzie sprawy, o którą walczy Krzysztof Kłak. Zostaną ujawnieni i pociągnięci do odpowiedzialności ci, którzy fabrykowali „anonimy” i ci, którzy potem prowadzili postępowania tak, żeby nie zauważyć słonia w pokoju? Jeśli nie, znowu, przynajmniej lokalnie, będzie to sygnał, że klasa polityczna i służby uznały, iż da się Polaków oszukać, da się prolongować działanie układu, bez żadnych zmian.
































Dodaj komentarz